W Stanach rozpoczął się gorący okres przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi. Jak zwykle są obietnice, debaty, czas antenowy i wiece wyborcze. Wszystko przebiegałoby jak zawsze, gdyby nie to, że tym razem kandydaci postanowili, oprócz szklanego ekranu, gazet i bilbordów, pokazać się także na monitorach i matrycach laptopów młodych Amerykanów korzystających z YouTube.
To wszystko za oceanem, więc niby niewiele mogłoby nas to obchodzić, ale całe wydarzenie okazało się interesującym eksperymentem; interesującym także (a może, przede wszystkim) z naszego punktu widzenia.
Przypomnę, że debatę zorganizowała tydzień temu telewizja CNN wspólnie z YouTube. Idea sprowadzała się do tego, by użytkownicy YouTube nadsyłali swoje pytania w postaci filmów wideo, z których 38 zostało zadanych ośmiu kandydatom z Partii Demokratycznej. Większość materiałów, włącznie z ponad dwoma tysiącami pytań-filmów, które nie zostały zadane, jest obecnie dostępna na stronie YouTube Debates lub w serwisie CNN.
Wydarzenie okazało się ogromnym sukcesem medialnym – obejrzało je ponad 2,6 miliona osób, pisały o nim prawie wszystkie dzienniki na całym świecie i udało się osiągnąć niespotykaną dotąd oglądalność tego typu programu wśród młodych ludzi (18-35 lat). Młodzi Amerykanie zainteresowali się polityką jak nigdy dotąd, umieszczając setki tysięcy komentarzy na YouTube i przesyłając swoje nagrania. Równie wielka euforia ogarnęła pretendentów do najwyższego urzędu w Stanach Zjednoczonych, którzy w oficjalnych komunikatach zachwycali się nową inicjatywą – oczywiście niektóre z nich zostały opublikowane bezpośrednio w serwisie.
O ile sama debata prezydencka ma teoretycznie charakter lokalny, o tyle już jej forma i zainteresowanie wśród młodych ludzi daje wiele do myślenia poza kontekstem Stanów Zjednoczonych. Sam fakt wykorzystania idei Web 2.0 do takich celów wydaje się być bardzo ciekawy, nie mówiąc już o potencjale przyciągnięcia młodych wyborców do polityki na dużą skalę. We wrześniu druga runda debaty na YouTube – tym razem w roli głównej wystąpią republikanie, choć pojawiły się pierwsze głosy kwestionujące bezstronność CNN przy wyborze pytań. Jednak niezależnie od takich zarzutów, debata ustanowiła ważny precedens, który ciekawie został skomentowany na jednej z grup serwisu Facebook:
„Jeśli weźmiesz udział w debacie na YouTube czeka cię kilka trudnych pytań. Jeśli nie weźmiesz udziału, miliony wyborców pomyślą, że wystraszyłeś się pytań z internetu”.
Być może przy obecnej sytuacji politycznej w Polsce, warto byłoby wziąć przykład z Amerykanów i pomyśleć nad czymś podobnym u nas?
Zespół prasowy jest dostępny pod adresem e-mail: press-pl@google.com Odpowiedzi udzielamy wyłącznie przedstawicielom prasy. W przypadku wszystkich pozostałych pytań zapoznaj się z możliwościami kontaktu.