Prasa i internet: rozmawiajmy o faktach
1 czerwca 2021
Tocząca się od lat debata o przyszłości branży tradycyjnych mediów (a także
przyszłości internetu jako takiego) przybrała na sile w wyniku zawirowań
spowodowanych pandemią COVID-19 i zbliżającego się terminu wdrożenia w
państwach Unii Europejskiej dyrektywy o prawach autorskich. To temat istotny,
bo prasa od zawsze odgrywała ważną rolę - jako platforma debaty w
demokratycznych społeczeństwach oraz źródło informacji. Tym bardziej
powinniśmy rozmawiać o faktach.
Od początku procesu legislacyjnego w Europie w 2015 roku, jasno
komunikowaliśmy, że wspieramy nowelizację przepisów dotyczących praw
autorskich, odpowiadającą realiom ery cyfrowej.
Blisko
współpracujemy z branżą informacyjną, przeznaczyliśmy także miliardy dolarów na wspieranie dziennikarstwa w dobie
internetu. Poprzez nasze usługi oraz bezpośrednie wsparcie dla wydawców
informacyjnych jesteśmy jednym z największych na świecie podmiotów
wspierających finansowo dziennikarstwo.
Przez ostatnie ćwierć wieku branża informacyjna przeszła rewolucję, także w
Polsce. Największe polskie portale internetowe - takie jak Wirtualna Polska
czy Onet.pl - powstały jeszcze w połowie lat 90. Razem z serwisami Gazeta.pl
i Interia.pl szybko zbudowały silną pozycję głównych źródeł informacji o
kraju i świecie.
Kiedy w 2008 roku w Polsce pojawiła się usługa Wiadomości Google, cyfrowa
rewolucja na polskim rynku mediów już dawno się wydarzyła. Czytelnicy w
znacznej mierze porzucili tradycyjne papierowe gazety na rzecz tych
całodobowych portali, które oferowały wiadomości na bieżąco, w zasięgu ręki.
Reklamodawcy zawsze podążali w ślad za czytelnikami. Najpierw przenosząc
budżety reklamowe z prasy tradycyjnej do radia, potem telewizji, następnie
coraz chętniej do portali internetowych, gdzie technologia pozwala im bardziej
efektywnie docierać do potencjalnych klientów.
Dobrym przykładem są ogłoszenia drobne - kiedyś gazety papierowe pełne były
anonsów takich jak “AAAAA Ford Escort, 1999 sprzedam, stan idealny”. To z
takich ogłoszeń o samochodach, nieruchomościach, czy ofertach pracy
utrzymywała się w dużej mierze tradycyjna prasa. Tymczasem pojawienie się
specjalistycznych serwisów ogłoszeniowych online (np. otodom, otomoto, gratka)
spowodowało przeniesienie znacznej części ogłoszeń drobnych do internetu.
Powstały też serwisy takie jak Allegro czy OLX, gdzie łatwiej i szybciej było
można znaleźć i kupić sprzęt AGD, samochód czy nawet nieruchomość.
Fundamentalna zmiana sposobu, w jaki reklamodawcy lokują swoje budżety,
nastąpiła na długo zanim Google i YouTube pojawiły się w Polsce. Google nie
osiągał na polskim rynku praktycznie żadnych przychodów przed 2006 rokiem,
kiedy dopiero otworzył w Warszawie swoje biuro.
Tę rewolucję na rynku obserwowałem z bliska. Mam w niej nawet swój udział -
przez wiele lat współtworzyłem portal Onet.pl. Skala sukcesu polskich portali
internetowych jest widoczna do dzisiaj: polscy internauci masowo je odwiedzają
i konsumują treści na nich publikowane. Trzy największe internetowe serwisy
informacyjne w Polsce przyciągają ok.
20 mln użytkowników miesięcznie każdy
i są to od ponad dwóch dekad te same portale - z Wirtualną Polską, Onetem i
Interią na czele.
Oczywiście z biegiem lat, także Google zaczął odgrywać swoją rolę w polskim
internecie. Nasze usługi - np. wyszukiwarka, czy YouTube - stały się
popularne, doceniane przez użytkowników i chętnie wybierane przez
reklamodawców. Wpisały się w rynkowy trend - podobnie jak portale, zaczęły
dawać każdemu użytkownikowi internetu większą wolność wyboru.
Ta wolność to także dostęp do wiarygodnych, różnorodnych źródeł informacji, co
jest jednym z fundamentów dobrze funkcjonującego, demokratycznego
społeczeństwa. Ten dostęp nie powinien być ograniczony do wiadomości
pochodzących tylko od wąskiej grupy największych graczy na rynku newsowym.
Internet daje wybór - to czytelnicy decydują, z którego źródła informacji
skorzystają. Mogą w jednej chwili dotrzeć do tych, których na co dzień nie
czytają albo do tej pory w ogóle nie znali - pomaga im w tym m.in. nasza
wyszukiwarka.
To właściciele serwisów internetowych sami decydują o swojej obecności w
wyszukiwarce. Wydawca może w łatwy sposób
wyłączyć pojawianie się swojej strony w Google. Ma też szczegółową kontrolę nad tym, czy i jaki krótki opis widoczny jest
pod linkiem w wyszukiwarce (może np. w łatwy sposób ustawić dokładną długość
krótkiego opisu, jaka mu odpowiada). Internauci, klikając w widoczne w
wyszukiwarce linki, przenoszeni są na stronę, gdzie opublikowano artykuł.
Wydawca portalu zyskuje nowych czytelników, którzy być może inaczej nigdy by
do niego nie trafili. W ten sposób nasza wyszukiwarka i serwis Wiadomości
Google całkowicie za darmo odsyłają użytkowników do stron wydawców prasowych
na terenie Europy 8 miliardów razy w każdym miesiącu.
Robiąc to, Google nie wykorzystuje treści wydawców wbrew ich woli -
zamieszczamy tylko linki do tych treści wraz z opcjonalnym, krótkim opisem.
Wydawcy mogą wyświetlać użytkownikom, którzy klikając w link trafiają na ich
strony, opłacone przez reklamodawców reklamy, sprzedawać im prenumeraty oraz
inne usługi, dzięki czemu mogą zdobywać kolejnych lojalnych i wspierających
ich biznes czytelników. Ani linki, ani krótkie opisy nie zastępują samego
artykułu - pozwalają użytkownikowi podjąć decyzję, czy warto zapoznać się z
daną treścią.
Wbrew powtarzanym mitom, Google praktycznie nie zarabia na zamieszczaniu
linków do stron wydawców informacyjnych, a serwis Wiadomości Google wcale nie
zawiera reklam. Użytkownicy z wyszukiwarki najczęściej korzystają, kiedy chcą
np. sprawdzić dostępność biletów do kina, znaleźć przepisy kulinarne,
przejrzeć i porównać oferty kupna produktów lub usług. Zapytania o aktualności
z kraju i świata to tylko niewielki ułamek w porównaniu do takich spraw życia
codziennego.
W istocie, w Google wyszukiwania powiązane z wiadomościami bieżącymi
stanowią tylko 2% wszystkich zapytań od użytkowników.
Co więcej, hasła związane z wiadomościami (np. “wojna”, “protest”, “budżet”)
nie są popularne wśród reklamodawców - przychody dla Google generują przede
wszystkim reklamy wyświetlane przy wyszukiwaniach dotyczących
dóbr i usług
(np. ubezpieczenia, butów, wakacji), a nie doniesień prasowych.
Jednak coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się głośne i
chwytliwe zarzuty. Niektórzy wydawcy i organizacje ich zrzeszające powtarzają
twierdzenia, że Google nie dzieli się swoimi przychodami z wydawcami prasowymi
i nie chce płacić za treści z których korzysta bez zgody. Nie jest to prawda.
Podstawowym źródłem dochodów wydawców internetowych są wyświetlane na ich
stronach reklamy. Dzięki obecności w wyszukiwarkach, portale mają więcej
czytelników i mogą sprzedać więcej reklam. Ponadto Google oferuje wydawcom
możliwość sprzedawania reklam przez naszą sieć reklamową - dzięki temu mogą
sprawniej i niskim kosztem sprzedać reklamy do znacznie większej grupy
reklamodawców.
Google przekazuje wydawcom większą część kwot, które uzyskuje od
reklamodawców.
Wydawcy wiadomości zachowują ponad 95% przychodów z reklam
cyfrowych, które generują, gdy używają Ad Managera do wyświetlania reklam w
swoich witrynach.
Wydawcy, którzy zapewnili sobie mocną pozycję w internecie - czyli tam gdzie
teraz są ich czytelnicy - osiągają z tej działalności znaczące przychody i
zyski.
W Polsce, w ciągu ostatnich trzech lat (2018-2020), pięciu największym
wydawcom informacyjnym, którzy są partnerami w naszej sieci reklamowej,
wypłaciliśmy ponad 196,2 mln USD (ponad 722,3 mln zł).
Od powstania internetu naczelne i najważniejsze zasady jego działania
pozostają niezmienne. Internet jest zbiorem dokumentów połączonych linkami.
Każdy może założyć stronę internetową, a dzięki linkom i krótkim opisom mogą
na tę stronę trafić dowolni użytkownicy. Swoboda linkowania do innych treści
jest fundamentem otwartego charakteru internetu, gdzie każdy ma szansę na
odniesienie indywidualnego sukcesu. Jak podkreśla sam twórca sieci www
Tim Berners-Lee, gdyby fakt wyświetlania w wyszukiwarce linków do stron wraz z krótkimi
opisami podlegał opłacie, zniszczyłoby to wolność wyboru i dostępu do
różnorodnych źródeł informacji.
Pomysł mechanizmu opartego na płaceniu za linki wraz z krótkimi opisami
odrzucili europejscy prawodawcy w trakcie prac nad dyrektywą o prawach
autorskich. Dyrektywa ta nie wymaga zgody lub opłat za umieszczanie linków i
“bardzo krótkich wycinków” treści w wyszukiwarkach i innych usługach online.
Przyznają za to prawo wydawcom do dysponowania publikowanymi treściami w
pozostałym zakresie - czyli tam, gdzie faktycznie dochodzi do korzystania z
ich publikacji w taki sposób, który zastępuje korzystanie ze źródła.
Duże portale internetowe i medialne konglomeraty już z sukcesem przyciągają
miliony czytelników - w Polsce, jak i innych krajach. Tymczasem portale
lokalne, medialne startupy, czy serwisy trafiające do wąskich grup odbiorców
pod kątem zainteresowań czy preferencji politycznych nie mają takich samych
zasobów. Mniejsi wydawcy i nowe projekty mają mniejsze szanse na to, by szybko
powiększać swoje zyski z reklam. Dlatego gdy w ubiegłym roku pandemia COVID-19
zagroziła wręcz egzystencji mediów lokalnych, Google przekazał granty
Journalism Emergency Relief Fund na wsparcie lokalnych gazet i portali.
W Polsce pomoc w kwocie od 5 do 15 tysięcy dolarów otrzymało 150 lokalnych
redakcji.
Oczywiście wspólna praca nad poszukiwaniem nowych modeli rozwoju
dziennikarstwa w internecie jest równie ważna. Dlatego od lat w tym pomagamy,
m.in. w ramach Google News Initiative czy europejskiego “Funduszu Innowacji”
Digital News Initiative.
Do tej pory przekazaliśmy ok. 30 milionów złotych na wsparcie 33
eksperymentalnych projektów polskich wydawców
(np. Agora, Fratria, Gremi Media, Polityka, Polska Press, ZPR Media) mających
na celu tworzenie nowych narzędzi ich rozwoju w erze cyfrowej.
Chcemy jednak iść jeszcze o krok dalej. Budowanie nowych formatów współpracy i
wsparcia dla różnego typu wydawców to droga, która pozwoli na jeszcze większą
różnorodność treści dostępnych dla internautów. Dlatego wprowadzamy usługę
Google News Showcase - nowy sposób prezentowania i jednocześnie
licencjonowania treści, który da wydawcom na całym świecie wsparcie w
tworzeniu jakościowych, jeszcze bardziej angażujących materiałów, dostępnych
na platformach Google News i Discover. W ramach indywidualnych umów
licencyjnych zawieranych z mediami na całym świecie zapłacimy za treści
informacyjne miliard dolarów w ciągu najbliższych trzech lat. Już teraz do
programu przystąpiło ponad 700 wydawców, między innymi w Wielkiej Brytanii,
Niemczech, Czechach i
kilkunastu innych krajach. Takie rozmowy zaczynamy teraz również w Polsce.
Dzięki internetowi jaki znamy mogło powstać wiele historii sukcesów firm i
mediów, które rozwinęły skrzydła. W historię tych sukcesów prawie zawsze
wpisana jest współpraca z innymi nad wykorzystywaniem możliwości, jakie daje
internet. Google od zawsze, także w Polsce, chce współpracować, by pomóc
rozwijać się jak największej liczbie takich sukcesów.